27 stycznia 2016

Koszmar

Przepraszam... Coś mnie tu ciągnie, aby się wyspowiadać. Moje wyrzuty sumienia, wszystkie uczynki, które popełniłam znajdą zrozumienie jedynie tu. W sumie tylko tu można mówić prawdę i nie otrzymać potępienia w zamian. Ok... To się spowiadam.

Ostatni rok, 2015 był bardzo intensywny. Tyłam, chudłam, czułam się jak chorągiewka na wietrze. Życie targało mną, jak glonami podczas przypływów i odpływów, a ja nic nie mogłam zrobić... Mimo to, w tym roku (2015) jednak obroniłam magistra i wyszłam za mąż! Uprzedzając pytania (bądź nie, bo zdaję sobie sprawę, że nikt tego, co piszę nie czyta) tak, jestem szczęśliwa i to bardzo. Szczęśliwa z małżeństwa. Ale szczęście nie sprzyja smukłej sylwetce, niskiej wadze, ani ćwiczeniom, które zwykle się robiło. Nie wiem dlaczego, ale wstydzę się ćwiczyć przy facecie, o którego walczyłam jak lwica przy innych dziewczynach (szczegóły w kolejnych postach), który podoba mi się tak, że nie chciałabym, żeby widział moje fałdki, bądź nawet zobaczył moją niedogoloną nóżkę, ani najmniejszą moją wadę. Facet, przy którym najpierw czuję się jak głupia, bo on coś mi tłumaczy, ale potem mogę błysnąć między innymi.

A mimo to widział moje fałdki, cellulit, niewiedzę... Przecież z tego powodu nie rozwiedzie się po 3 miesiącach.

Czuję się jak kupa. Przytyłam straszliwie. W życiu nie byłam tak gruba. Już nie mogę tak żyć! Pomocy!

Waga: 58,7 kg