22 czerwca 2012

Zły dzień

Jak się wali to wszystko po kolei. Przestaję dawać radę tym wszystkim przeciwnością. Jestem taka słaba. Znowu płaczę. Czuję się gorsza. Wolę się nie odzywać, siedzieć w kącie i obserwować. Boję się, że znów zrobię coś nie tak.
Potrzebuję jakiegoś bodźca, który sprawi, że będę silniejsza, że uwierzę w siebie. A na horyzoncie pustka...

Może to wszystko jest spowodowane tym co się działo parę dni wcześniej...

Znowu Twoje ręce na moim ciele, dłonie zaciśnięte, idziemy przytuleni. Ty: "Nie możemy, pamiętasz obiecywaliśmy sobie." Zbyłam to ciszą. Zatrzymałeś się, przyciągnąłeś do siebie, nasze usta były razem. I znów to Twoje "nie możemy".
Wiem, wiem. To nie ma sensu, skoro nic do siebie nie czujemy. Tylko dlaczego teraz mi smutno i cały świat stał się szary dopiero dzisiaj?

16 czerwca 2012

Chwile...

 Nie mam czasu na nic. Przed sesyjny zapieprz. Może to dobrze, nie myślę o jedzeniu, o tym jak wyglądam (aż tyle), o mojej zagubionej duszy i roztrzaskanym sercu, ale mimo wszystko jeszcze da radę wyjść pobiegać, tylko że to sprawia olbrzymie zmęczenie wieczorem.

 Wczoraj wyskoczyliśmy do małej knajpki na piwo i pogaduchy. Cztery osoby z grupy. Było tak miło, aż żałuje że się skończyło... On i jego dotyk. Dlaczego tak na mnie działa, skoro nic do niego nie czuję?


"Może to była taka chwila
którą się kocha i przeklina,
której nie da się zapomnieć,
której się nie zapomina."

Maki i chłopaki - Cash


O ile jest takich chwil...

23:55
Popłakałam się na filmie "Samotność w sieci". Nie dlatego że mnie wzruszył, po postu uświadomił mi jak puste jest moje życie... a ja i płacz? Kiedyś sądziłam, że płaczą tylko słabi. Teraz jestem słaba.
I jeszcze jego słowa "Patrz Tomek, ile fajnych dziewczyn jest u nas na wydziale..." Chyba tylko ja nienawidzę swoje ciała... Bolą jeszcze bardziej, jak patrzę na te wszystkie patykowate nogi przy 30 stopniach w cieniu...

7 czerwca 2012

Dzień jak codzień

Ostatnio zrozumiałam, że nie można ciągle uciekać w samotność. I chodź może zabrzmi to jak tekst z podręcznika od WOSu to naprawdę każdy jest istotą społeczną, nawet ja... Już nie mogę siedzieć sama, bo objadam się, potem wymiotuję. Ostatnio nawet przestała mi przeszkadzać obecność współlokatorek. Stałam się mistrzem cichego wydalania jadzenia drogą jednokierunkową, ale pod prąd. Dołuje mnie to coraz bardziej, bo jak można wydawać dziennie ponad 20 złoty a potem to... a utrzymują mnie rodzice. Nie chcę być dla nich ciężarem. Ale ostatnio zadałam sobie pytanie, dlaczego właściwie to robię? Przecież lubię tę pustkę w żołądku, lubię patrzeć jak waga wskazuje coraz mniej, jak spodnie opadają, jak kości wystają, lubię słuchać komentarzy że schudłam, wyglądam ładniej, szczuplej... To chyba takie przyzwyczajenie, że jak przychodzisz do domu to jesz. Mogę siedzieć cały dzień na uczelni i nic nie zjeść, potem przychodzę, jem bo tak było zawsze, zaczyna się atak wilczego głodu, opycham się, wpadam w panikę że tyle zjadłam, wymiotuję i idę spać, żeby nie myśleć o tym co właśnie zrobiłam. Tylko rano jakoś dziwnie boli gardło...

1 czerwca 2012

Od nowa

Zaczynam od nowa. Nie od dziś, ale od jutra. Dzisiaj miałam naprawdę ciężki dzień, co poskutkowało wydaniem ponad 10 zł na słodycze i pochłonięcie ich, prawie wszystkich. A to wszystko dlatego, że przez tydzień diety kopenhaskiej schudłam... uwaga, uwaga aż 0,8 kg! Kopenhaskiej motylkowej zaznaczam. Nie wiem jak to możliwe, ale skutecznie zgasiło to mój zapał, tym bardziej że biegałam, robiłam brzuszki, pilnowałam diety, a tu nie cały kilogram... Po drodze spotkało mnie jeszcze parę nieprzyjemności, więc już odechciewa mi się żyć, a sesja za pasem. Ostatnio wszystko jest przeciwko mnie. Czuję się taka mała, słaba i samotna. Nikt mi nie pomaga. Chyba zgubiłam się w moim życiu...