12 listopada 2013

I co dalej?

Wracam tu jak pies z podkulonym ogonem, bo dostał lanie od właściciela...
Tak, własnie. Oto ja. Dostałam po dupie od życia, więc zawracam. Może nie chcę być dorosła, nie chcę podejmować ważnych decyzji, nie chce ponosić ich konsekwencji. Czuję, że ten dzień mści się na mnie...

Po kolejnym drinku świat jest lepszy. W odróżnieniu od ciastek...

Dlaczego zawsze jest tak, że jak panuję nad własnym ciałem to i nad wszystkim co jest wokoło? 

3 komentarze:

  1. Może to jedynie złudzenie kontroli? Poczucie panowania nad ciałem sprawia, że reszta świata schodzi na dalszy plan, zupełnie jakby nic innego nie miało znaczenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. no to teraz trzeba brac sie garsc by zapanować, planują od wczoraj sie tego trzymać. Postanów sobie i próbuj :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie umiem żyć, zwyczajnie nie potrafię. Tak długo dryfowałam w swoistym niebycie, w oderwaniu od tego świata, oscylowałam między rzeczywistością a urojeniem, które sama wytworzyłam, szukając poczucia bezpieczeństwa.
    'Przetestowałam' na sobie każdą z form ED, w te wakacje doprowadziłam się do stanu niemal agonalnego; w sensie psychicznym, mój fizyczny stan także wskazywał na fazę buntu organizmu. Musiałam podjąć określone działania, wybrać. Wybrałam życie na granicy, między tą rzeczywistością, której tak bardzo się obawiam, a tą będącą moim wytworem. Bardziej prozaicznie i przyziemnie: dużo ćwiczę (dla przyjemności), jem zdrowo i sporo (1800-2300 kcal, ale lepiej czuję się, gdy nie dojadam), chociaż moje zachowania nie są już kompulsywne do tego stopnia, że uniemożliwiają mi życie, ale nawet ja dostrzegam, że wciąż mam niezdrowe podejście do jedzenia. Od prawie pół roku nie mam napadów objadania się, utrzymuję wagę na względnie stałym poziomie (z lekką tendencją spadkową), ale wiele mnie to kosztuje, inne sfery życia właściwie nie istnieją. To cena za moje ciało.

    OdpowiedzUsuń